fot. Bartłomiej Ryś
Ostatnia sesja Rady Miejskiej w Elblągu podzielona została na dwie części. Nic nadzwyczajnego, ale słuchając wypowiedzi wyjaśniających ten fakt, trudno oprzeć się wrażeniu, że ktoś nie do końca rozumie jedną z istotnych zasad demokracji lub po prostu próbuje ją zignorować. Mam na myśli zasadę podziału władzy.
Ta konstytucyjna zasada (art. 10) obowiązuje zarówno na szczeblu Państwa, jak samorządu (art. 169). Rozdzielenie władztwa prawodawczego od wykonawczego wymyślono ponad 300 lat temu (Monteskiusz) i współcześnie jest ono traktowane jako jeden z filarów demokracji, skutecznie chroniący społeczeństwo przed różnymi formami tyranii.
Tyrania kojarzy się nam z brutalną przemocą, której skrajny przykład właśnie oglądamy na Ukrainie. Ale tyrania to także formuła narzucania rozwiązań, np. ekonomicznych, uzasadnianych argumentami, że przecież władza wykonawcza WIE LEPIEJ, co jest dobre dla gminy.
Z takimi przypadkami mamy do czynienia w Elblągu, gdzie zamiast dialogu w procesie tworzenia projektów uchwał, władza wykonawcza postanowiła „wejść w buty władzy uchwałodawczej”, zignorować radnych zorganizowanych w specjalnie w tym celu powołaną komisję i przedstawić własne projekty uchwał.
Rzecz dotyczy wysokości opłat w gospodarce odpadami, które zdaniem radnych powinny być niższe niż proponuje prezydent Miasta. Problem jednak nie w wysokości, ale w sposobie prowadzenia dialogu. Po to właśnie wymyślono podział władzy, by nie było można ominąć radnych – czyli organu uchwałodawczego – i narzucić jedynie słusznego rozwiązania, nawet jeśli ma się pewność swojej racji. Do tej racji trzeba radnych – a w skrajnych wypadkach społeczeństwo – przekonać i to jest zadanie dla prezydenta Miasta. Wiem co mówię, bo byłem uczestnikiem koalicji rządzącej, przerwanej przez mieszkańców m.in. dlatego, że o pewnych sprawach władza nie potrafiła rozmawiać ze społeczeństwem.
O ile jednak dialog ze społeczeństwem jest formułą kultury społecznej i politycznej, o tyle uznanie roli Rady Miejskiej jest wymogiem ustawowym, którego omijać nie wolno. Władza wykonawcza po prostu MUSI rozmawiać z radnymi, a nie próbować omijać jej ustalenia.
Tak na marginesie: żenująco brzmi usprawiedliwianie takich postaw koniecznością poprawiania „błędów” poprzednika. Poprzednik też poprawiał błędy poprzednika, a jego poprzednik swojego poprzednika i bez wątpienia następca obecnego prezydenta będzie poprawiał jego błędy. Jednak nikogo nie może to upoważniać do łamania zasad demokracji!
Podobnie rzecz się ma z uhonorowaniem pamięci żołnierzy wyklętych. Próby zaproszenia na sesję powszechnie dziś szanowanego, byłego żołnierza prześladowanego w czasach komunistycznych, by pokazać, że MY chcemy, ale ONI nie wiedzieć czemu grymaszą jest próbą brzydkiego rozegrania prostej w końcu sprawy. Bo przecież nie chodzi o to, jakie miejsce będzie nosiło imię Żołnierzy Wyklętych, ale o to, by uchwała o charakterze honorowym nie miała znamion siłowo wprowadzonej i dzielącej radnych. Nie mam wątpliwości, że taki efekt jest możliwy do osiągnięcia.
Ćwiczyliśmy to podczas nadawania tytułu Honorowego Obywatela Lechowi Wałęsie i odsłaniania tablicy „Solidarności”. Tamte decyzje budziły znacznie większe emocje niż dzisiejsze, ale byliśmy w stanie uniknąć spektaklu niezgody.
Warto więc i można trzymać się zasad, oddając cesarzowi co cesarskie: czyli radnym to, co należy do radnych - nawet jeśli pogarsza to komfort rządzenia.
Jerzy Wcisła